poniedziałek, 13 grudnia 2010

Basia vs. Salvador 1-0

"Niebo nie znajduje się ani wysoko, ani nisko, ani na prawo, ani na lewo. Niebo jest dokładnie pośrodku piersi człowieka, który ma Wiarę.

Salvador Dali
Hampton Manor, w samo południe.

P.S. Teraz jeszcze nie mam Wiary i obawiam się, że umrę bez Nieba."


czasami zazdroszczę tym wszystkim ludziom przesiadującym całymi dniami w kościele. Pamiętam, że kiedyś nie bałam się śmierci. Tatuś mi do snu opowiadał o Niebie. Cieszyłam się na spotkanie z prababcią. Tak bardzo chciałabym, żeby to wróciło, bo im bardziej nie wierzę, tym bardziej się boję, panicznie się boję :(

czwartek, 9 grudnia 2010

u-u-u-u-umarłam

Nie ma świata - skończył się
Nie ma celu - skończył się
Nie ma czasu - skończył się
Nie ma sensu - skończył się


Tak patrzyłam na tych ludzi, ciągle na nich patrzę i widzę jak bardzo nie ma we mnie energii, nie ma we mnie świeżości, nie ma we mnie radości. Czuję się jakbym była bardzo stara, albo jakbym trochę umarła. Ale pól dnia dziś przepłakałam z powodu Tofika, którego nie wezmę do domu na święta, a to już coś.

środa, 8 grudnia 2010

:(((

jestem tak beznadziejna, że aż mi się rzygać chce. Od kilku dni karmię pieska przez internet.
Za każdym razem jak widzę te smutne oczka zza siatki i ten nosek wszystko się we mnie ściska. Chciałabym wziąć choć jednego psiaka do domu, ale nie jestem w stanie tylko i wyłącznie z czysto egoistycznych pobudek. Boję się zmierzyć kiedyś z jego chorobami i starością. Chyba zaraz się rozlecę ze smutku :(

i jeszcze ten jebany sylwester i po drodze nie mniej jebane święta :/

niedziela, 28 listopada 2010

niemal koniec świata

listopad... "znudzimy się i pozabijamy po tygodniu, ale pomyśl..."

witajcie emocje. muszę o was porozmawiać. bo jak nie porozmawiam, to się uduszę. życie jest krótkie i powinno się o was mówić. ale z drugiej strony - po co? pogadam sobie, ponakręcam się i dalej będzie tak jak było. czy nie szkoda czasu i energii? uch... :/

piątek, 19 listopada 2010

walerianowy suseł.

...odciski robią mu się na ustach od tych papierosów.

Proszę sobie wyobrazić. Druga połowa listopada, dlaczegóż by nie druga połowa listopada, dlaczegóż by nie.
Kobieta marząca o świętym spokoju. To zawsze jest historia o kobiecie. Kobieta siedzi z laptopem na kolanach, odciski robią się jej na palcach od klawiatury. Takie historie dzieją się w drugiej połowie listopada, dlaczegóż nie miałyby się dziać. Kobieta marzy o tym by wszyscy dali jej spokój.
Zaczyna się tydzień. Jest zimno. Przyjaciele się nie odzywają. Matka się nie odzywa. Dlaczegóż mieliby się odzywać, skoro kobieta marzy o świętym spokoju.
Jest połowa tygodnia. Wszyscy milczą. "co się dzieje?" myśli kobieta. Niepokój rośnie. Walerianowe tabletki się sypią. Mijają godziny. Kobieta siedzi z laptopem na kolanach. Odciski robią się jej na palcach od klawiatury. Odciski robią się jej na ustach od papierosów. Odciski robią się jej na oczach od wpatrywania się w wyświetlacz telefonu. Kobieta patrzy na telefon i myśli. I myśli tak "rozmawiajcie ze mną, do jasnej kurwy. Rozmawiajcie ze mną". Kobieta rozsypuje tabletki. Liczy "ile musiałabym ich połknąć, żeby nie chcieć dzwonić tam gdzie nie powinnam? ile musiałabym ich połknąć, żeby nie martwić się o najbliższych?" Telefon nie dzwoni, matka się nie odzywa. Takie historie zdarzają się w drugiej połowie listopada. Kobieta podejrzewa, że to jakiś koszmarny sen. Dlaczegóż nie miałby to być sen. Dlaczegóż by nie.


Opierdoliłam wszystkich :> chyba powoli zaczynam wracać do świata emocji. Nawet prawie jedna łza poleciała. Mam serdecznie w dupie ludzkie problemy, ale kiedy widzę, że dzieje się coś złego moim bliskim i nie chcą ze mną rozmawiać - odchodzę od zmysłów.

Martuś, Kochanie. Dziękuję! Dobrze, że jesteś :*

środa, 17 listopada 2010

porządki

Robię takie generalne porządki w telefonie raz na pół roku lub rok... Dziś rytualne porządki były zwieńczeniem rytualnego spalenia rumuńskich Cameli. Fajnie było. Przy okazji odkryłam kilkanaście smsów. Niektóre mam od bardzo dawna i zanim zdążają się przeterminować znów stają się zabawne, urocze i miłe. Od razu mi się lepiej zrobiło. I mam nadzieję, że jeszcze następne lata tam będą. (Tak, nowe telefony podobnie jak przebywanie w galeriach handlowych też nie są mi do niczego potrzebne.)

niedziela, 14 listopada 2010

haha. delete yourself! 'I''

Obudziłam się w piątek o 2:00 w nocy. W samym środku PUSTKI. Moje zadowolenie z życia nie mogło trwać zbyt długo, nie wiem jak mogłam na to liczyć. Konsekwentnie nie pozwalam sobie na radość. Do piątej przemknęły mi przez głowę najprzeróżniejsze myśli o mojej głupocie i naiwności. Wstałam, zaparzyłam kawę, otworzyłam przywiezioną z Rumunii paczkę Cameli i rozpoczęłam sobotę. Miał to być taki drobiazg, upominek. Do południa już go nie było. Hahah dokonałam prawie rytualnego spalenia. A potem było już tylko gorzej i gorzej, bo przestałam myśleć o przeszłej głupocie i zajęłam się głupotą obecną. Tak, jestem niezmiennie głupia, tyle, że na dzień dzisiejszy przynajmniej mam tego świadomość. Szkoda tylko, że nie wynika z tego nic poza pojebaną i to w dodatku nieudolną pogonią za dystansem.

czwartek, 11 listopada 2010

kto jest odpowiedzialny za szczęście Disco??

dwa razy w ciągu ostatnich 24 godzin temat ten został dotknięty przez moich znajomych.

Odkąd pamiętam rodzice i babcia powtarzali mi, że jestem tak leniwa, że powinnam znaleźć sobie bogatego męża. Na pierwszy, drugi i trzeci rzut oka - świetna myśl. Jestem leniwa. Jestem tak leniwa, że chudnę zimą, bo nie chce mi się zorganizować jedzenia. Ale nie aż tak leniwa, żeby być z kimś, tylko dlatego, że zarabia pieniądze. Nie mogę, nie chcę i nie potrafię. Poza tym zawsze istnieje ryzyko, że opcja z bogatym mężem z różnych powodów się nie sprawdzi i co wtedy? i wtedy, kurwa, trzeba wziąć się do roboty (tragedia =)), ale przynajmniej człowiek ma okazję doświadczyć na własnej skórze jak słaby jest pomysł z bogatymi lub pracowitymi mężami. I zaczyna liczyć na siebie. I uczy się, że jeśli ma na coś ochotę, to sam musi to sobie czy to finansowo, czy w jakikolwiek inny sposób załatwić. Dziś podczas dyskusji na facebooku, kiedy opisałam najdroższe dwie godziny randki w moim życiu jedna z pań zażartowała, że to sponsoring. Bynajmniej. Zrobiłam to na co miałam ochotę, zapłaciłam (nie, nie za seks :D) i czułabym się co najmniej dziwnie gdybym wzięła od tego mężczyzny jakiekolwiek pieniądze.

Druga sprawa. Jebać na chwilę temat pieniędzy. Miłość... wczoraj moje kochane chłopaki przez cały wieczór żartowali sobie z mojej nieszczęśliwej letniej fascynacji. W końcu padło pytanie: "czy jesteś dzięki temu facetowi szczęśliwa?" oraz "co zrobił, żebyś była szczęśliwa?" Odpowiedziałam, że nie narzekam ostatnio na brak szczęścia w życiu mimo, że nie ma on żadnego wkładu w taki stan rzeczy. Wręcz przeciwnie. Było mi źle. Nawet bardzo. Tak, że aż mnie rozpierdalało od środka. Ale się pozbierałam. Znów niespodziewanie szybko. I nie ma co dalej drążyć dzięki komu jestem szczęśliwa. Bycie szczęśliwym nie ma wiele wspólnego z innymi ludźmi, bo inni ludzie chętni by jakoś tam pomóc w tym szczęściu na ogół się znajdą, o ile rzecz jasna, człowiek tego będzie chciał. Oczywiście o wiele łatwiej jest gdy się siebie lubi i umie się robić sobie dobrze w takim stopniu, że już inni stają się zbędni. Wtedy nawet jak się nie znajdą, to i tak jakość życia będzie do przyjęcia. Krótko mówiąc jestem szczęśliwa dzięki SOBIE* W tej kwestii, podobnie jak w kwestii pieniędzy, nie ma co liczyć na innych.

*zwykle jak jestem nieszczęśliwa, to też dzięki sobie. Na to się po prostu samemu pracuje.

niedziela, 7 listopada 2010

"Gorzkie Gody"

Po jedenaste - nie kupuj!
Kupiłam. Śliczny płaszczyk na wiosnę. Myślę, że gdybym była jedną z tych dziewcząt, które nagrywają filmiki o pędzlach mógłby odmienić moje życie :> no ale nie jestem. Nawet nie mam pędzla. Ani jednego. Nie jestem również typem konsumenta, jakkolwiek dziwacznie i niewiarygodnie to nie zabrzmiało. Nienawidzę galerii handlowych. Nawet nie wiem po co tam chodzę, bo już po godzinie jest mi duszno, źle, boli mnie głowa i mam ochotę zabić każdą osobę, która wchodzi mi w drogę*. A te sklepowe zombie ciągle wchodzą mi w drogę. Jak wracam do domu pada niemal zawsze pytanie "i co kupiłaś?" i prawie zawsze pada na nie odpowiedź "to co zwykle: NIC". No ale dziś kupiłam. Chociaż wolałabym, żeby mnie tam nie było. Wolałabym spędzić to popołudnie w łóżku na uprawianiu miłości. To sto razy lepsze niż najlepszy płaszczyk na wiosnę, zimę czy inną jesień. To takie rzeczy odmieniają życie, a nie pędzle. Chyba. "Gorzkie gody". Przetrzepałam ostatnio youtube w poszukiwaniu jednego fragmentu tego filmu. Fragmentu, który jak żaden inny z żadnego innego filmu nie zapadł mi w pamięć, choć widziałam go tylko raz i znalazłam! od 6min. 40sec. do 9min. 30sec. Enjoy! :>

* Ogólnie nienawidzę gdy ktoś wchodzi mi w drogę, gdy stoi na środku, albo się przede mną snuje. Najgorzej jest na przystanku na Zielonej przy Kościuszki jak przechodzę przez niego do pracy rano... na litość boską! jakby chodnik służył do snucia się nazywałby się "snujnik" kurwa! nie nazywa się również "stojnik" ja rozumiem, że tam jest wąsko, ale nie trzeba stać na samym jego środku... dzięki bogu, niedługo potem wchodzę do mojego ulubionego sklepu spożywczego po bułkę z budyniem albo kawę kopiko i od razu mi się poprawia :)

środa, 3 listopada 2010

dwie dobre rady Waszej ulubionej cioci Disco Dyrektor Moderator Inferno

  1. nigdy nie zakładajcie koronkowych majtek, jak planujecie cały dzień spędzić w samochodzie
  2. w pozbyciu się zapachu placków dyniowych z domu doskonale pomaga umycie patelni, na której je usmażono
2a. i talerzy, na których były jedzone :>


Jest mi dobrze. Bez tableteczek uspokajających i uczucia, że jestem susłem i leniwcem na przemian ;) Za to ze słodkim smakiem Djaruma na ustach. Jest mi naprawdę dobrze i to tak dobrze, że muszę bardzo uważać, żeby się nie rozpłynąć z tej ulgi po tych koszmarnych tygodniach.

wtorek, 26 października 2010

11h...

...spędzonych w towarzystwie starszych i młodszych dzieci, mężczyzny, od którego dostałam największego w życiu kosza i unoszących się w powietrzu jak dmuchawce psów. Psychoanalityk miałby pełne ręce roboty :D

sobota, 23 października 2010

piątek, 22 października 2010

Oscar wrócił na ulicę Sezamkową...




... i chce z powrotem w Drogę. Chce z powrotem do samochodu ze "stacją warszawa" Lady Pank, chce z powrotem do motelu z dyskoteką, chce z powrotem w Karpaty, chce z powrotem do promu, którego nie było i do zadymionej spelunki z karaoke. Chce także do Kijowa i do Odessy i do Petersburga i w milion innych niż oscarowy śmietnik miejsc...

niedziela, 10 października 2010

fantazje

chciałabym, żeby nikt nic ode mnie nie chciał.

wyobrażałam sobie nawet jakby to było jakby nikt ode mnie nic nie chciał. Czy kiedykolwiek poczułabym się z tym źle, czy jeśli taki stan rzeczy trwałby ciągle przestałabym się czuć potrzebna? jak długo wytrzymałabym i czy byłoby mi z tym dobrze? A może jak ta biedna starsza pani szukałabym towarzystwa podczas przejażdżek autobusem?

a potem poszłam o krok dalej i zaczęłam sobie wyobrażać sytuację, że pewnego dnia budzę się i nie ma na świecie ani jednego człowieka poza mną. Byłoby strasznie? Co bym robiła?

uch... mimo tej całej wielkiej miłości jaką siebie darzę, czasami czuję się sobą zmęczona.

poniedziałek, 27 września 2010

5min. 26sec.

dokładnie takiej długości rozmowa telefoniczna (nie zawierająca nawet połowy słowa o zabarwieniu erotycznym) wystarcza, żebym cały wieczór i poranek nie mogła przestać o dzikim seksie z moim FwB. Jak on to robi?...

poniedziałek, 13 września 2010

zabawne...

zawsze kiedy mam ochotę splunąć z impetem gumą na chodnik myślę o Adasiu, który stanowczo potępiał ten proceder...
zawsze kiedy zaparzam sobie wieczorem kwiat lipy myślę o Olku...
zawsze kiedy mam ochotę chwycić czajnik elektryczny i zalać jeszcze wrzącą wodą herbatę, myślę o Michale, który mówi, że tak się nie powinno robić...
zawsze kiedy wchodzę na wagę myślę o Gosi i jej twierdzeniu, że osoby ważące poniżej 50 kilogramów nie mogą być honorowymi krwiodawcami...

wtorek, 7 września 2010

pół godziny

pół godziny totalnej przyjemności estetyczno-intelektualnej okupione całym dniem zmagania się z przejmującym do szpiku kości smutkiem. Oto czego nie potrafię sobie odmówić. Jestem pojebaną masochistką emocjonalną :/

poniedziałek, 6 września 2010

wbrew pozorom

są takie dni, że moje pęknięte serce, którego nie posiadam, nie jest aż tak bardzo pęknięte. Tak jak dziś na przykład. Od rana w ogóle się nim nie przejmuję. Nie mam na to czasu ani energii. Bo całą moją energię i cały mój czas poświęcam na paniczny lęk przed starością, chorobami i śmiercią. To się zaczyna zawsze rano, jak jadąc autobusem do pracy widzę staruszków. Nienawidzę polskich autobusów przepełnionych starością, smutkiem, biedą i samotnością.
Nie radzę sobie z tym lękiem, zwłaszcza jak zasypiam. Odkąd Psina była stara i chora co jakiś czas dopada mnie przed zaśnięciem lęk czy nikt mnie w nocy nie obudzi, bo coś złego się stało, bo trzeba jechać do szpitala, bo...

sobota, 28 sierpnia 2010

absolutely devastating absolutely excruciating sense of loss...

to tamten weekend miał być chujowy, a nie ten. Tymczasem od rana z mniejszym lub większym natężeniem rozpierdala mnie smutek i poczucie straty. Właściwie to nawet nie jest strata, bo nie można stracić czegoś czego tak naprawdę nigdy się nie miało. Tak jak z tym sercem... Co nie zmienia faktu, że i tak mnie rozpierdala :(

sobota, 21 sierpnia 2010

zapewne...

...mogłabym powiedzieć, że mam złamane serce. gdybym miała serce. na szczęście od jakichś trzech lat nie mam...

środa, 18 sierpnia 2010

nie znajduję słów

żonaci, zamiejscowi i poparańcy emocjonalni przestali mi wystarczać. Zaczynają podobać mi się geje. haha :/
większe wyzwanie
mniejsze ryzyko, że coś... że COKOLWIEK z tego będzie
idealna sprawa

:/

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

reset

rozważałam ostatnio wyjebanie profilu z naszej klasy. Skończyło się na dodaniu nowych zdjęć. Dziś poszłam o krok dalej i zaczęłam oglądać rodzinne zdjęcia moich rozmnażających się koleżanek i mi się zrobiło przykro. Ja nie będę tak mieć. Chyba już nie potrafię. Próbowałam sobie ostatnio wyobrazić mężczyznę w moim domu. I nawet próbowałam sobie wyobrazić obiekt mojej największej fascynacji. Że jest ktoś codziennie, że na mnie czeka, albo, że ja czekam, że patrzę na tę samą twarz do końca życia, że w ogóle na kogoś patrzę codziennie i mnie to wyobrażenie przerosło.

Jestem pojebana. Z tego powodu też jest mi przykro.

Raz na jakiś czas przychodzi moment, że muszę się zresetować. Ostatnio robiłam to blisko dwa lata temu. I teraz właśnie nadszedł ten moment. Zaczynam od jutra. Prawdę mówiąc zaczyna mnie to słowo wkurwiać. "Jutro". Wszystko jutro. To co miałam zrobić wczoraj i przedwczoraj i przedprzedwczoraj. Wszystko zrobię jutro. Na chuj mi ten reset? Wszystko będzie pojutrze. Na chuj mi to??

wtorek, 27 lipca 2010

"jadą. gnoje"

...
a więc ostatecznie się poddałam. I nawet dramatu nie ma. Tylko czasem kiedy niechcący spojrzę, albo niechcący pomyślę, robi mi się gorzej.
Dzisiaj mi się trochę bardziej niechcący patrzy i myśli. Ale przynajmniej pozbywam się powoli klapek z oczu. W każdym razie staram się. Tylko bardzo mi przykro, że nie jestem w stanie na tyle zainteresować się kimkolwiek, żeby wyobrazić sobie, że jestem w jakimś 'związku'. Dobrze, że takie rzeczy mi szybko przechodzą.

Wcale nie to chciałam napisać. Chciałam napisać o jedynym mężczyźnie, który byłby może w stanie coś konstruktywnego ze mną zrobić w tej chwili, ale jakoś, kurwa, nie wyszło mi to pisanie.

spierdalajcie gnoje.

niedziela, 25 lipca 2010

My Companjera!

Łódź Kaliska
doskonałe towarzystwo
małe piwo z dużym sokiem
mała kreska w małym kiblu
Gogol Bordello
najlepsze miejsca przy barze
sponiewierani alkoholem ludzie
miliard papierosów
herbata
4 rano jako dobra pora by zasnąć zanim się wytrzeźwieje

naprawdę nie wiem na chuj mi to, ale było bosko i chcę więcej!

niedziela, 18 lipca 2010

"Spanie mózgu"

Jarocin '10. Po piętnastu latach oczekiwania w końcu się doczekałam i trochę inaczej sobie wyobrażałam. Pewnie tak jak sobie wyobrażałam, było te piętnaście lat temu. Dzisiejsza młodzież jest jakaś taka ospała i ociężała... umysłowo też. I jeszcze szara i nijaka. Nie wiem... może z racji takiej, a nie innej pracy i spędzania dużej ilości czasu na serwisach typu bm.net spodziewałam się dziewięciu tysięcy freaków, a tymczasem porządne irokezy można było policzyć na palcach :/ "Szara masa".

Całe szczęście, że było Lao Che i że Ska-P dali czadu. Naprawdę dali czadu! :) Całe nieszczęście, że Dezertera nie było mi dane posłuchać nawet do połowy, ale teraz sobie trochę odbijam. Było cudownie stanąć wśród tych ludzi i poczuć zapach rozgrzanych ciał i powietrza i ziemi i kurzu. K., dziękuję, że zechciałeś mi potowarzyszyć w tej wyprawie, było mi tego trzeba :)

Męża niestety nie znalazłam :D Biorąc pod uwagę, że jak szacowano będzie około 9000 ludzi, trzeba liczyć, że 4500 to mężczyźni, odliczyć młodzież do 20 roku życia... zostaje naprawdę całkiem pokaźna grupa. Może paru by się nadało, z tego jeden zaliczył zgon już po Hey chyba i z żadnym jakoś nie chciało mi się gadać. Reszta była za gruba, za stara, za młoda, miała krzywy nos, krzywe nogi, pryszcze lub po prostu nie miała nic co byłoby interesujące... Dobra wydziwiam :) Tak naprawdę chodzi o to, że wszystko co teraz bym mogła zrobić z jakimkolwiek mężczyzną byłoby 'zamiast'. Po co więc? "Chciałabym móc zanurzyć głowę w strumieniu Twojej świadomości. Bezpowrotnie. Chciałabym przez judasze oczu twoich łagodnych spojrzeć. Kto tam? Kto jest w środku?"

sobota, 10 lipca 2010

prostownica

marudzę na Salvadora Dali, a w gruncie rzeczy jestem niewiele lepsza...

odkryłam ostatnio prostownicę do włosów. Od paru dni każdego dnia rano stoję z nią przed lustrem i żałuję, że nie mogę tak cały dzień stać. Od paru tygodni próbuję popsuć moje wtykane do uszu słuchawki. Wkurwiają mnie, a nie kupię nowych dopóki te działają, o ile działaniem można nazwać ciągłe wypadanie z uszu. Po roku spania z poduszką w łóżku stwierdziłam, że zdecydowanie lepiej śpi mi się z poduszką na podłodze i tamże ją kładę przed snem.


dwa dni temu posklejałam w głowie wszystkie informacje, które napływały do mnie przez ostatnie miesiące i oczom moim ukazał się przerażający obrazek. Paraliżująco przerażający. Przerażająco paraliżujący. Czuję się tak potwornie bezradna, że chyba ostatecznie się poddam :(

czwartek, 8 lipca 2010

We're coming rougher every time...

od blisko trzech lat nie płakałam. Nie licząc utraty Pieska. I chyba już nie będę. Nie potrafię. I chyba tak jest dobrze. Po śmierci najbliższego stworzenia już nic innego nie wydaje się godne łez.
Caravan is leaving i chyba nawet nie jest mi szczególnie smutno, chociaż przeczuwam, że wizja blado-niebiesko-zielonych oczu jeszcze w chuj długo będzie mnie prześladować.

niedziela, 4 lipca 2010

a Purple Little Little Lady would be perfect...





all your sanity and wits, they will all vanish, I promise, it's just a matter of time :>

wszystkie zdjęcia zrobiła Narzeczona. A potem jeszcze mnie spiła (no dobra, sama się akurat spiłam) i gadała po rosyjsku.
спасибо :D
Dziękuję :) :*

sobota, 3 lipca 2010

"Jestem kopnięta i chcę czegoś, czego poza mną nikt nie chce."
chyba. chyba chcę. chyba nikt. chyba nie chce.
ale w przeciwieństwie do Helen nie zamierzam sobie z tego powodu rozrywać odbytu :)


oraz
brakuje mi seksu
chwilami
zaczyna to być dotkliwe

poniedziałek, 28 czerwca 2010

Fighting my war, I don't care what they say...

Opierdalanie mnie nie ma sensu. Wiem kiedy należy mi się opierdol. Doskonale to wiem. Poza tym opierdalanie na mnie nie działa. A że jestem debilem i że traktowanie mnie jak gówno jest kluczem do mojego serca, to już niestety inna sprawa. :/

wtorek, 22 czerwca 2010

bez kija nie podchodź

postanowiłam przestać chodzić w okularach. Uszy mam zapchane słuchawkami, nie muszę nic słyszeć, widzieć w sumie też nie muszę. Aż tak znowu bardzo zainteresowana nie jestem i aż tak znowu pięknie nie jest, żeby się upierać przy noszeniu okularów.

czwartek, 3 czerwca 2010

smutne piosenki Bregovića, wesołe piosenki Bregovića

noc zakończona najlepszym porankiem świata.

godzina 1:00 siedzę w doskonałym towarzystwie przy herbacie i myślę, kolejny zajebisty wieczór, prawie zajebisty, co ja tu robię? wyobrażam sobie siebie jak zaraz wracam do domu, jak odpalam komp, jak wpisuję na fejzbuku status "dobra, poddaję się".
godzina 3:00 ciągle siedzę w doskonałym towarzystwie, Ederlezi, Mesecina, Kalashnikov, ciągle co ja tu robię? poza tym, że prawie świetnie się bawię. Jak jestem bardzo zmęczona dostaję głupawki. Pewnie dlatego ciągle tu jestem.
godzina 4:00, Ederlezi, najlepsze towarzystwo świata, ścisła czołówka, ja i najzajebistszy facet w Łodzi. Pada pytanie "dlaczego ja?" "bo jesteś zajebisty" "to nie jest odpowiedź" świetnie, mogę naprawdę długo precyzować, co kryje w sobie słowo 'zajebisty'.
godzina 5:30 "wracamy do domu? idziemy spać? czy idziemy na górę udawać, że pracujemy nad wnukiem dla mamy?" "dlaczego u...a nieważne" "dlaczego udawać?" "no właśnie" :D
godzina 6:00 idziemy jednak do domu, już wiem co tam robiłam - czekałam na najfajniejszy poranek na świecie =)

niedziela, 23 maja 2010

plan

papieros, kalarepa, fightclub.

spodziewam się, że dziś bezsenność nie będzie mnie męczyć. Efedryna jednak radzi sobie ze mną.

wtorek, 18 maja 2010

nazbierało się

Chciałam tylko powiedzieć, że wiem, że mogę sprawiać wrażenie osoby, która nie potrzebuje faceta. Chciałam powiedzieć, że w rzeczy samej, nie potrzebuję faceta. Potrzebuję TEGO Faceta.

Chciałam też powiedzieć, że wkurwia mnie jak ktoś do mnie dzwoni, albo pisze jak jadę do pracy, albo wracam z pracy. Między godziną 10:50, a 11:50 wyciszam się przed robotą; między 18, a 18:50 odreagowuję po pracy.

Chciałam również powiedzieć, że wkurwia mnie, nawet jeszcze bardziej, jak moi eksfaceci w jakikolwiek sposób przypominają mi, że z nimi sypiałam.

dziękuję za uwagę

rzeczy ostateczne

rzeczy ostateczne mnie przerażają, dlatego nie lubię tatuaży i dlatego tak ciężko mi się na nie decydować. Dlatego umieram ze strachu i zniechęcam się, gdy słyszę "ślub", "na zawsze" itd.

uch... "let me out, let me be gone"

sobota, 15 maja 2010

manipulacja, NLP, zło, szatan i pranie

mój FWB. Uwielbiam tego człowieka. To jest taka słabość totalna. Nie wiem skąd mi się to wzięło, ale tak jest od samego początku, od wielu lat, od pierwszego spojrzenia. Jest jedną z tych nielicznych osób, które mogą zadzwonić do mnie o dowolnej godzinie dnia i nocy i zawsze będę gotowa, żeby wysłuchać, a może nawet i pomóc czy co tam jeszcze... "kawa", "kino", na które prawie nigdy nie udaje się nam dotrzeć... :)
ale przychodzi czasem taki moment, że nie wystarczy jedno słowo, abym się pojawiła, że nie wystarczy cały zajebisty urok osobisty, cała błyskotliwość, inteligencja i dowcip i boskie smsy i manipulacja i NLP :D
i właśnie przyszedł taki moment. I nie pojechałam... wiedziałam, że jeśli pojadę nie skończy się na omawianiu problemów. Zamiast tego prałam, zmywałam, sprzątałam. pfffffffffffff i nie wiem czy się cieszyć czy nie cieszyć... w każdym razie czuję, że na ten moment, na inne rzeczy niż omawianie problemów mogę sobie pozwolić tylko z jednym jedynym i to całkiem innym człowiekiem. o!

środa, 12 maja 2010

Trans-Siberian Sex Toys

jaki ten los jest jednak przewrotny... miała być sex-zabawka, a tymczasem jeszcze chwila i się zakocham...

ale nie o tym chciałam w sumie... chciałam o zabawnej i nieco żenującej historyjce... od jakiegoś czasu miałam kłopoty z logowaniem się na facebook. Początkowo myślałam, że po prostu coś się popsuło, ale odkąd zniknęła mi osoba z listy znajomych i zaczęła mi ginąć poczta zaczęłam nabierać podejrzeń... myślę "dobra! zmienię hasło na mailu do facebooka i zobaczę co się będzie działo"... i kurwa, problemy z logowaniem skończyły się jak ręką odjął...

heh :> nie przypuszczałam, że moja skromna osoba może być aż tak zajmująca... :P

piątek, 7 maja 2010

czwartek, 6 maja 2010

"chujowo"

najpierw podejrzewałam, że to paskudny pms. potem, że to choroba. teraz podejrzewam delikatne wahnięcie nastroju w stronę depresji (nie może przecież cały czas być dobrze, a było już niepokojąco długo dobrze). ale najpewniej chodzi o to, że po prostu jest chujowo.

nie ogarniam... ot co :/
i nie mam pomysłu ani siły na ruszenie z miejsca. Pozwoliłam sobie wprawdzie zaplanować dwie ważne rozmowy na koniec tego tygodnia, ale zapewne nic z tego nie będzie i skończy się na umieraniu w łóżku wśród leków, chusteczek, komputera i pustych kubków.

poniedziałek, 3 maja 2010

rzygać mi się chce

dzień marudzenia. boli mnie głowa. niedobrze mi. bolą mnie kości. jest duszno. jest paskudnie. dobrze, że cię tu nie ma. i jeszcze do tego jeden krok w przód, dwa w tył. nawet muzyka, która zwykle ma cudowną moc ratowania mnie przed rozpadnięciem się na kawałki, nie pomaga. dobrze, że już mi się płakać nie zdarza. i to już nawet nie chodzi o brak powodów, bo powody znajdą się zawsze. po prostu nie stać mnie na łzy. jutro będę zapewne pozbierana.

wtorek, 27 kwietnia 2010

"(...) It's only just begun (...)"

Wczorajsze wieści mnie poraziły. A już odzyskiwałam i równowagę i spokój i harmonię i blablabla. Napisałam więc tego smsa, którego tak bardzo nie chciało mi się pisać. Nie doczekałam się odpowiedzi, ale wieści zaczęły już wypuszczać korzonki w mojej głowie.

Rano skupiałam się już właściwie tylko na procy i moim biodrze. Do czasu kiedy z głośników w taksówce nie popłynęła muzyka. Jedna piosenka. Słyszałam ją wcześniej tylko raz. I tylko dlatego, że powiedział mi o niej właściciel TEGO spojrzenia i (cóż za niewiarygodny zbieg okoliczności) adresat tego niechcianego smsa. Aż prawie zamarłam w zasłuchaniu. Wczorajsze wieści rozkwitły w jednej chwili...

znaki nie istnieją, a jednak ludzie wszędzie się ich doszukują... to głupie.

P.S. Na szczęście na drugiego smsa już dostałam odpowiedź... :)

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Caravan is coming...

byłabym może nawet skłonna się zakochać. W końcu wiosna przyszła... tylko, że przedłużający się stan z cyklu "panowie! co jest? ciśnienie mi spada!" zakończył się skupieniem nad nowym tatuażem. Trochę mi się nie chce czekać, trochę mi się nie chce działać. Trochę mnie przeraża wszystko co następuje potem, kiedy zakochanie już minie. Trochę mnie zniechęcają fochy, trochę mnie zniechęcają pretensje. Nie. Fochy i pretensje zniechęcają mnie W CHUJ. Trochę się boję zaangażować. Im mniej bliskich osób tym mniej zmartwień. Ot co...

No dobra... Jestem skłonna się zakochać. Jest takie jedno spojrzenie... jest takie jedno spojrzenie, które co jakiś czas pojawia się w mojej pamięci i które pozwala mi wierzyć, pozwala mi mieć nadzieję, że jednak nie jestem tak totalnie wyprana z emocji jak mogłoby się wydawać...

wtorek, 20 kwietnia 2010

środa, 14 kwietnia 2010

"emocjonalny ochłap"

...tymi słowami podsumowała znajoma opowiastkę o moim 'friend with benefits' i w rzeczy samej, ciężko się z tą surową i dobitną uwagą nie zgodzić. Tylko tak sobie pomyślałam... Emocjonalny Ochłap to właśnie to, czego potrzebowałam po zaserwowanym mi nie tak znowu dawno temu emocjonalnym torcie bezowym z bitą śmietaną, karmelem i polewą z białej czekolady.

ale niestrawność powoli mija i dochodzę do siebie. chyba.

niedziela, 11 kwietnia 2010

dwanaście godzin

Spoglądając o pierwszej w nocy na zegarek w Kaliskiej byłam zdumiona. Byłam zaskoczona, że znajduję się w tym miejscu, o tej porze, na totalnie spontanicznym spotkaniu z młodym człowiekiem, który do tej pory wzbudzał we mnie bardzo mieszane odczucia. Nie sądziłam, że jestem w stanie tyle czasu spędzić z jedną osobą poświęcając jej całą moją uwagę. Było uroczo, było zajmująco, było ciekawie. Śmiało mogę powiedzieć, że chcę więcej.

piątek, 9 kwietnia 2010

IX - Eremita

dwa najlepsze momenty każdego dnia:
  • kiedy siadam rano w kuchni. tylko z kawą i papierosem
  • kiedy siadam wieczorem w kuchni. tylko z herbatą i papierosem

nie ma zgiełku. nie ma tłoku. nie ma nikogo. nawet komputera nie ma.

fetysz

ostatnio uświadomiłam sobie, że kiedy trafiam do łóżka, obok którego leżą czytane właśnie książki, czuję, że jestem na właściwym miejscu z odpowiednią osobą.

środa, 7 kwietnia 2010

3 smsy

Nie odpowiedziałam dziś na trzy smsy.

Najpierw nie mogłam ich przeczytać lub nie słyszałam. Potem zwyczajnie mi się nie chciało. Nie prowadzę życia towarzyskiego. Taki mój urok. Jedyne formy spędzania wolnego czasu, jakie mnie interesują, sprowadzają się do łóżka. Jeśli więc rozrywki, jaką oferujesz, nie da się wprowadzić w życie w łóżku, to na 90% nie będę nią zainteresowana :>